piątek, 1 lutego 2019

Czy politycy są dla nas?


Czasem, choć już coraz rzadziej (praktycznie wcale) czytam czy słucham rozmów o naszej polskiej polityce. O pomysłach, o obietnicach i sposobach ich realizacji. Zawsze wtedy się zastanawiam, jaka jest odpowiedzialność osób, które coś wymyślą, coś powiedzą, a nawet coś uchwalą. I tu przypomina mi się zawsze słynny koncert Madonny na Stadionie Narodowym w ramach promocji siatkówki.
Tyle jest takich tematów w dużej polityce, bo oczywiście w samorządzie za wszystko się odpowiada. Wiem, że na wiele ze spraw dziejących się tu lokalnie nie ma się w ogóle wpływu, bo ktoś tam daleko wie lepiej (mam wątpliwości, a nawet pewność, że tak nie jest). Przykłady? Proszę bardzo.
Nie tak dawno jeden z lokalnych przedsiębiorców chciał w Sianowie kupić małą działkę Skarbu Państwa, która przedziela jego firmę z budynkami na dwie części. To oczywiście utrudnia mu działalność, a mała działka nikomu do niczego (poza nim) nie jest potrzebna. A jednak odpowiedź z Urzędu Wojewódzkiego jest prosta: „NIE”. Bez uzasadnienia, bez słowa wyjaśnień … nie bo nie – jak w piaskownicy.
Kolejny przykład, to wielokrotnie opisywany przeze mnie węzeł w Gorzebądzu. Żadnych argumentów, żadnych konkretów. Tylko zwykłe „NIE” … nie bo nie – jak w piaskownicy.
To kilka z wielu przykładów, o których każdy z nas wie.
Być może my tu na dalekiej od Warszawy prowincji jesteśmy tylko do stawiania krzyżyków raz na cztery lata. Mam wrażenie, że nasza nowa demokracja (30 lat to przecież krótki czas jak dla demokracji) nic nie nauczyła polityków. Cały czas są dla siebie, sprzeczają się ze sobą, wymyślają sobie (czasem wygląda to właśnie jak w piaskownicy). A my? Podobno „ciemny lud wszystko kupi”. Czy aby kupi? Bo ja mam coraz większe wątpliwości, czy w ogóle warto głosować w wyborach nam tak odległych. Wyborach dla osób, które jak już są w tej Warszawie, to nas kompletnie nie widzą.

Źródło: internet