Wszystkich nas poruszyło do
granic to, co wydarzyło się w Koszalinie w piątek, 4 stycznia. Ta
niewyobrażalna tragedia jeszcze długo zostawi ślad smutku chyba w każdym z nas.
Jednak dziś jest dzień w którym zamyka się pewien etap, pewne drzwi.
Dziewczynki wyruszyły w ostatnia drogę po swoim mieście, po Koszalinie, a mnie
naszło kilka myśli.
Domyślam się co czują rodzice, co
czują bliscy dziewczynek. Wiem co sam czułem. Nic, żadne słowa czy działania
nie ukoją bólu, nie cofną czasu, nie pozwolą powiedzieć choć jeszcze kilku
słów. Choć ja wierzę, że z najbliższymi których nie ma wśród nas można
rozmawiać, można do nich mówić.
Poza tym zostaje nam nadzieja.
Nadzieja, że to nie jest koniec, że gdzieś tam wysoko spotkamy ukochane córki,
szczęśliwe i uśmiechnięte. Nadzieja jest w słowach Ks. Biskupa Edwarda
Dajczaka, nadzieja w tych wszystkich, którzy w niedzielę modlili się wspólnie
za dziewczynki, za ich bliskich. Kolejny raz okazało się, gdzie jest jedność,
gdzie w tak beznadziejnej sytuacji jest wyjście - w Kościele. To nie ukoi bólu, ale warto mieć
to w pamięci, warto docenić.
Kilka dni temu rozmawiałem z
Piotrem Jedlińskim i widziałem jak on się czuje. Jak bardzo przeżywa, jak jest
mu ciężko. Jak w kilku ostatnich dniach zrobił wszystko by pomóc. Widziałem
osobę, która zdała najcięższy chyba egzamin, jaki może przynieść nam
samorządowy los. Myśląc później o naszej rozmowie napiszę coś, o czym wcześniej
bym nawet nie pomyślał. Jestem dumny, że Koszalin ma takiego Prezydenta (i nie
martwię się tym, że ktoś wspomni moje wcześniejsze opinie, bo tak – jestem
dumny).
Jeśli więc choć trochę Ks.
Biskup, choć trochę Prezydent wsparli zrozpaczonych rodziców, dziadków,
rodzeństwo, jeśli tłumy ludzi i ich modlitwa dały choć promyk nadziei, to warto
tak robić. Od jutra wszyscy wrócą do codzienności, jednak nigdy nie będzie już
tak jak przed piątkiem. Wiem to, w myślach i sercu ogromnie współczując bliskim
dziewczynek. Trzymajcie się! Choć wiem, że w tej chwili takie słowa niewiele
znaczą.